MAZURSKIE GUSŁA – wierzenia spisywane od pokoleń

Pobierz aplikację

i rozpocznij zabawę w naszym lokalu

MAZURSKIE GUSŁA – wierzenia spisywane od pokoleń

    Rodowici mieszkańcy Mazur byli bardzo związani ze swoją ziemią. Nic dziwnego, że na rozwój duszy Mazura miały wpływ puszcze leśne, głębiny jezior oraz tajemniczość natury.

    Według przekonań ludu mazurskiego jeziora zamieszkują „topichy” wabiące ludzi by wciągnąć je w głębiny a nad moczarami unoszą się „świetlniki”- podobne do topnichów- które zaprzepaszczają zbłąkanych wędrowców.

    Największą obawą Mazurów był „Kołbóg”, zwany niekiedy chobołdem. Jest on prawdopodobnie pozostałością wierzeń słowiańskich – bóstwo ogniska domowego. Potworek, wychodzący zza komina, ulatujący przez jego otwór i przybierający w razie potrzeby różne postacie, przeważnie ptaków. Kołbóg lubi płatać figle, jednak, kiedy mieszkańcy domostwa o niego dbają stara się być pożyteczny. Mimo wszystko ludzie nie pałają do niego zbytnią sympatią, a wręcz się go boją.

    Najczęstszymi strachami są zmory, czyli mary, które duszą człowieka we śnie; wilkołaki – złe duchy przybierające postaci ludzi i wilków, czynią spustoszenie w gospodarstwach. Natomiast wiara w „djabła” jest powszechna, a jego czyny upamiętniano w licznych podaniach. Dzieci straszono babo Jędzą – mieszkającą na polach żyta.

„Kołbóg kiedy ty go trzymasz to on ci przyniesie tamój zboża cy tam tam, no
zieta. Komu drugiemu weźmie zabierze, a temu gospodarzowi przyniesie. To, on
mówi, bogatym się zrobi… To mówi, ale jak ty go potem nie chcesz, to on się
pomści na tobie. Albo cię spali, twoje dachy się spalą i tego, co będziesz
całkiem biedny, albo cię przebije. Moja mama mówiła zawsze: trzeba się bać, bo
u Kiersztana jak się spalił to mówili: kołbuk go spalił. A tamój co to Korcaka
to Mróz teraz w Gromnie mieszka na tym, tez mówili… Ale tam zieta naprawdę.
Nieraz tak niziutko fruwał i nad jeziorami i tego. I ci znikł… Mój ojciec
zawsze mówił: nic no, te nasze sąsiady, mówi, mają też kołbuka, bo to jest,
mówi, nie sposób – krótki czas a oni świnie maja upasione i sprzedawają. Ten
kołbuk, mówi, ich pasie. Ale wychodził zawsze rano, te konie musiał napaść, w
jednego czy we dwa pojechał, ale musiał ich tam napaść i tego to on już na
Gromowskie jezioro, tam daleko, co on o drugiej godzinie musiał napaść, w pół
do czwartej czy o czwartej to już wyjeżdżał wtedy. Mówi: to ja zawszedy przed
drugą widzę jak przez jezioro fruwa tu na Leleski taka drapaka cerwona z takim
ogonem ognistem. Moja mama mówi wtedy – dzieci…. A my ciekawe bylim, my tez
tego kołbuka chcielim zobaczyć. To mówi tak, to mówi jak ojciec powie nam jak
zobaczy to was obudzę, to bez okno będziecie widzieć. I faktycznie. Prosto
tak, zieta, na tę wieś, na nas celował. I tego. Całkiem dyrch cerwony jak
ogień tylko. I tam, raz dwa, między tymi chałupami znikł.”

    Obecnie w Mikołajkach działa dom kultury o nazwie „Kłobuk”